Obserwatorzy

niedziela, 25 kwietnia 2010

Całkiem poważna wyprawa:)


Uwielbiam moje Beskidy, ba nawet kocham! Są takie... w sam raz- nie za wysokie, nie za niskie i o ile Tatry wręcz przerażają mnie swą potęgą tak Beskidy przymilnie zapraszają na swe szlaki...
Dzisiaj w ramach akcji " Topimy sadło lato tuż... tuż... " z moją kumpelą z pracy postanowiłyśmy wejść jak mówią dzieciaki " z buta" na Równicę. Pomocników miałyśmy w postaci kijków do chodzenia i ... bardzo pomocne były, a na dodatek dzięki nim ćwiczą się mięśnie przedramion i te "boczki" przez które jak baleron teraz wyglądam. Wqrzam się tym bo jejciu jeżdżę na rowerku stacjonarnym 15 km co dnia, raz w tygodniu bardzo przykładam się na zajęciach salsy (1,5 godz więc zdążę się spocić :)) do tego praca w domu i ogrodzie, dieta w sumie przez całe życie a nadal jakbym absorbowała azot z powietrza... tyję. Wniosek jest jeden - nie ma na tym świecie sprawiedliwości- oj nie ma!!!


Razem z Ewcią po dokonaniu fotograficznej dokumentacji dzisiejszej wyprawy poszłyśmy na wspaniałą kawusię. Co prawda w mojej ulubionej Kolibie Pod Czarcim Kopytem było tak tłoczno, że zdecydowałyśmy się pójść do kolejnej knajpki. Do Koliby mam szczególny sentyment bo w tym lokalu mieliśmy ze Stasiem nasze weselisko do białego rana, a wcześniej jeszcze naszą drugą randkę :))-pierwszą przetańczyliśmy ale.. też w Ustroniu :))) ... ach.. jakie milusie wspomnienia... Z resztą same zobaczcie- można się zakochać w tej podziemnej knajpce:)
ps * nie muszę chyba dodawać że to " topienie sadła" tyczy się tylko mnie:)))

niedziela, 18 kwietnia 2010

Teoria i nie tylko...

Wydawać by się mogło, że skoro od tygodnia niczego nie umieściłam na blogu to pewnie haftuję coś o gabarytach "Bitwy pod Grunwaldem" lub szpadlem przekopałam kilka hektarów- zupełnie powalona syndromem kreta który wraz z poprawą pogody eksplodował bez możliwości zapanowania nad nim:)
Również i ku mojemu zdziwieniu- nic takiego nie miało miejsca! Ot po prostu Ula kupiła sobie kilka fajnych książek i całkowicie pozwoliła się dać wciągnąć lekturze :) Jakie to książki?- hmmm wspaniałe poradniki które i Wam wszystkim polecam bez względu na to jak zaawansowane jesteście w technikach haftowania:

1."Piękne hafty"
2."Hafty podręcznik wyszywania".

Pierwsza pozycja pozwoliła mi odkryć haft casalguidi i szczerze mówiąc jego piękno mnie zaczarowało. Postanowiłam zrobić sobie (lub córci) małą urokliwą torebeczkę. Niestety mogę umieścić tutaj tylko zdjęcie z książki, gdyż moje działania na dzień dzisiejszy ograniczają się do oczekiwania na przesyłkę ze sklepu "wojtek.com" w której to mieścić się będzie materiał i nici na owe cudeńko. Gdybym nie była niczym Kubuś Puchatek "osóbką o bardzo małym rozumku" i po wypełnieniu formularza zakupów w innej zakładce potwierdziłabym chęć ich nabycia teraz wyszywałabym to maleństwo. No niestety- stało się!
Poza pięknymi zdjęciami, omówieniem technik wykonania poszczególnych haftów jest tam również wiele ciekawych informacji o jego pochodzeniu. Nawet osoby które same nie wyszywają mogą dzięki tej lekturze mieć wiele przyjemnych wrażeń.
Jednak żeby całkowicie nie załamać się swoją błyskotliwością postanowiłam wzorem z poradnika wykonać "róże owijkowe". Proces twórczy jest jeszcze w toku:)- moje różyczki mają wypełniać całe serduszko! Pewnie już dawno bym skończyła lecz przypomniałam sobie że mam do zrobienia fartuszek na zamówienie (terminowe!) więc musiałam odłożyć inne prace na bok. Nie wkleiłam fotki fartuszka bo w zasadzie jedynie kolorystycznie różni się od tulipanków na różowym tle, a poza tym jakoś tak trudno było mi znów robić ten sam motyw. Lubię coś komponować sama, a wszelkie narzucone pomysły bardzo mnie nużą- no jednak skoro się zobowiązałam... etc..


I na koniec tego posta pozwólcie, że jeszcze się troszkę pochwalę:) Otóż mój ukochany mężuś podarował mi kolejną książkę :
"Tildas sommerwelt".

Mam teraz wiele źródeł inspiracji. Pozostaje jedynie trzymać kciuki by wymarzone wakacje wreszcie nadeszły :)

poniedziałek, 12 kwietnia 2010