Obserwatorzy

niedziela, 22 września 2013

Misie też chodzą do szkoły.

 Witajcie kochane :)
Taki właśnie misiaczek powstał by upamiętnić rozpoczęcie edukacji przez  pewnego chłopczyka w Anglii. Nie może być  że misio zostaje w domciu sam i się nudzi więc został też "doposażony" w tornister by  mógł i on  poszerzać wiedzę w misiowej szkole. Będą się wieczorem dzielić wrażeniami dnia, wymieniać pomysłami i wiedzą którą zdobyli :)
Tornister bardzo siermiężny. Cały z grubo tkanego lnu. Przeszyty ściegiem zadziergiwanym. Uszko  tornistra wykonane jak pętelka do zapinania  guzików. Szelki to przepleciony  w warkocze lniany szpagat.
A efekt końcowy  na foteczkach:)








 Drugie zamówienie specjalne jakie otrzymałam to prezent urodzinowy dla babci.  Ze względu na stan zdrowia jubilatki musiał spełniać odpowiednie wymagania  więc razem z Kasią  wymyśliłyśmy  urodzinowa podusię:)
Pełny opis i wszystkie fotki znajdziecie  oczywiście w Moim małym sklepiku, a tutaj  tylko   mała wstawka .



A teraz - Ulcia  jako  kowbojka :) 
Mężuś ukradkiem złapał mnie w obiektyw na  imprezie Picnic Country wspomnianej we wcześniejszych postach . W tym wcieleniu jeszcze mnie nie widziałyście więc nieśmiało wstawiam jedną fotkę :)


 I jeszcze jedno zdjęcie- teraz zobaczycie jak muszę "odpokutować" to że ośmieliłam się zostawić pannę Lonię na cały długi dzień w domku bym mogła zapracować na jej puszeczki i saszetki Gourmet-a :)

Bardzo niewyraźne bo Staś z komórki pstryknął  tak na byle jak ale i tak widzicie jak zostaję zagoniona do miziania by norma dzienna została wykonana:)
 Kochane dziękuję Wam za liczne i wspaniałe komentarze pod poprzednim postem. Bardzo się cieszę że  zakładeczki bardzo Wam się spodobały.
Witam nowe obserwatorki- dziękuję że odnalazłyście mnie w sieci:)
Wszystkim życzę wspaniałego tygodnia.
Buziaki i do... zestukania:)

niedziela, 15 września 2013

W moim magicznym domu....

.. wszystko się zdarzyć może... Uwielbiam piosenki Hanny Banaszak-a Wy? 
A wracając do domku a raczej domków....hm można powiedzieć że  mam już całe osiedle. Zobaczcie same w Moim małym sklepiku. Chyba rzeczywiście troszkę mi odbiło bo motyw domu nie  opuszcza na zbyt długo moich projektów.  Tym razem to - zakładeczki do książeczki.:)
Rozwiązywanie krzyżówek i czytanie kryminałów to moja  następna pasja. Niejedną noc wraz z Panną Marple czy Herkulesem Poirot szukałam  bezdusznych  morderców grasujących po angielskich wsiach czy wielkopańskich posiadłościach. Zawsze w tych zmaganiach towarzyszyła mi zakładka- nie raz z resztą nieźle  poszarpana zębami gdy napięcie sięgało zenitu:)
Gdy byłam dzieckiem i literki skakały  mi przed oczyma jak szalone, mieszały się wpadając w różne  linijki tekstu  mama kupiła mi  pierwszą zakładkę. Pamiętam do dziś że na górze miała zawiązany czerwony  chwościk i całą wewnętrzną zawartość osłaniała przeźroczysta  plastikowa  osłonka która po bokach miała takie dziurki. Wyglądała jak  taśma filmowa. Eh świetnie się ją gryzło :)  Nim skończyłam ( czytając godzinę dziennie na głos) całą  bajkę " Włóczęgi Misia  Łazęgi" z osłonki zakładkowej pozostały wióry.
Po latach ( oj i to wielu , wielu ) na allegro kupiłam  Misia Łazęgę i przechowuję ją  dla przyszłych wnucząt jak skarb prawie :)
Później w szkole podstawowej na zajęciach praktycznych robiliśmy sami zakładki. Najpierw z tektury, potem  z  lnu a na koniec już jako nauczyciel  na zajęciach "świetlicy środowiskowej"   to ja uczyłam dzieci robić je tkane ręcznie. Muszę przyznać że chłopcy byli nie do pokonania w tym wyplataniu:) i to zarówno jeśli chodzi o  kolorystykę jak i perfekcyjność wykonania.
Dzisiaj pokazuję Wam  bawełniane z aplikacjami.
Kochane dziewczyny wybaczcie, ale jest   tych zdjęć od groma więc tutaj kilka,  a  wszystkie są w tym moim Małym sklepiku. :)







Naszywanie małych okienek  na tyle było nudne że  postanowiłam  umilić  sobie życie robiąc aplikacje kwiatów. Wyszły może takie jakieś  jak z  zaczarowanego ogrodu, lekko wynaturzone, nieproporcjonalne  w stosunku do  domków ale... wystarczy  spojrzeć na nie z innej perspektywy lub okiem dziecka i już  wszystko będzie ok :)))
 Uciekam teraz na spacerek, a Wam życzę miłego niedzielnego wieczoru, wspaniałego tygodnia i uśmiechu na co dzień.
Dziękuję za miłe komentarze i odwiedziny w moim kuferku.
Papa:)

czwartek, 12 września 2013

A ja znów piórniki mam na tapecie.

Witajcie kochane:)
 Prawie połowa września za pasem a ja  mam fazę piórnikową.
Cóż lubię je robić, a poza tym może akurat ktoś zapragnie mieć  właśnie jeden z nich? Jeśli tak to zapraszam serdecznie do Mojego małego sklepiku. Tam wszystkie wymiary i  bardziej  dokładny opis, no i oczywiście więcej foteczek.
Szczerze powiedziawszy odkryłam że robienie aplikacji to dla mnie super zabawa, a że każdy lubi się bawić....
Pierwszy  piórnik z domkiem w lesie przypomniał mi bajkę o Jasiu i Małgosi. Choć domek nie jest z piernika lecz właśnie tak jakoś mnie bajkowo nastraja i stad to skojarzenie:) Drugi w sumie też można podciągnąć pod tą samą "skazkę" :) Mimo upływu czasu jednak wielki dzieciak we mnie siedzi.:)
*











Drugi miesiąc działalności mam już za sobą. Czy to czas na podsumowanie?- nie wiem, lecz z drugiej strony mam kilka spostrzeżeń, a właściwie wniosków- w tym -co zawaliłam.
Jak dla mnie pierwszy  i najważniejszy:
- decydując się na taką działalność powinnam lepiej zorientować się jak wygląda sprawa zbytu na terenie gdzie chcę oferować swoje prace. Ja na rozruch " firmy" miałam przygotowane zbyt mało towaru. Skutek jest taki że teraz handluję w soboty, a resztę tygodnia  staram się naszyć na kolejny weekend by opłacało się jechać i opłacać nie małe  " targowe". Cały czas w stresie czy zdążę, czy wystarczy, czy to ten asortyment teraz będzie miał wzięcie.

Można by pomyśleć- wariatka - wszystko się jej sprzedaje a ona marudzi. Otóż w kwestii wyjaśnienia - SZCZĘŚLIWA  jestem z tego że wracam do domu z prawie pustymi pojemnikami, lecz tempo następnego tygodnia jest masakryczne i przy takiej " produkcji" brak miejsca na kreatywność, a czasem tak bardzo chce się zrobić coś nowego....

- drugi wniosek- świat nabrał nowych barw. Poznaję całe mnóstwo wspaniałych ludzi, tak samo zakręconych.  Nawiązuję nowe znajomości, przyjaźnie, a miłe komentarze kupujących czy tzw" apaczy" są bezcenne. Człowiek od razu wie że to co robi ma sens i potrafi sprawić  radość nie tylko sobie lecz i innym.

Jak Wam już wspominałam  w Wiśle poznałam Bożenkę z blogu Ogród Marii. Cudowna ciepła osóbka. Bożenka  zamówiła u mnie etui na  komórkę, którą z przyjemnością wielką uszyłam i podarowałam jej.  Jakież było moje zaskoczenie gdy następnego dnia Darek z Fridą ( wspaniała, piękna sowa) przynieśli mi w prezencie  od Bożenki lato zamknięte w słoiki. Czegóż tam nie było i  cukinia a'la ananas i kalafior w zalewie i sos słodko kwaśny i pychotka leczo z papryki i pomidorów.  Na dodatek  wszystko zapakowane w wielkiej urody  woreczek zdobiony decu. Musiałam własnym ciałem bronić bo   chętnych na zakup nie brakowało. 
Bożenko dziękuję serdecznie jeszcze raz i ogromniaste buziaki przesyłam.




Fotki robiłam w pracowni ze względu na lepsze oświetlenie. Teraz całość zajmuje poczytne miejsce w kuchni na kredensie.  Czekam niedzieli z niecierpliwością bo mój Staś wraca do domu a jak na razie " zakazał" samodzielnej degustacji :)

*

Chciałam jeszcze Wam podziękować za liczne wizyty, powitać nowe obserwatorki i życzyć wszystkim wspaniałego  dnia :)
Buziaczki dla Was.