Obserwatorzy

środa, 30 listopada 2011

Finisz czy półmetek- konsultacja artystyczna mile widziana:)


Cześć dziewczyny. :)
Mam dylemat.
Dzisiaj usiadłam do maszyny i zrobiłam sześć rożków, które będą zamiennikami kartek świątecznych dla naszych przyjaciół. Właściwie to muszę jutro jeszcze w hurtowni kupić sznurek odpowiednio dekoracyjny i .... i tu mam problem!
Z reguły rożki wg Tilda mają z tyłu skrzydła i łepek aniołka, a ja się zastanawiam czy też takowymi ozdabiać moje rożki, tym bardziej że przody są z aplikacjami. Nie chcę by nastąpił przysłowiowy "przerost formy nad treścią".
Kochane. Jeśli znajdziecie chwilkę by tu wpaść proszę podzielcie się ze mną swoją opinią. Myślę że zdanie większości będzie zgodne z moimi intuicyjnymi podszeptami, ale ... :).
Dziękuję za miłe komentarze pod poprzednim postem,serdecznie witam nowe obserwatorki i wybaczcie ale teraz zasypię Was fotkami rożków. Nieskromnie przyznam że mnie najbardziej podobają się właśnie w takiej postaci.
Buziolki przesyłam 4 all:)



***










poniedziałek, 28 listopada 2011

Bieżniczek popełniłam właśnie :)

Szybko, krótko, zwięźle- bo muszę na zakupy lecieć.
Niedawno na blogu Kolorowy świat włóczek i mulin zobaczyłam tworzone przez autorkę i powszechnie udostępnione wzory monochrmomatyczne. Urzekły mnie- nie ma co gadać, bo piękne są i ... takie....proste, nieprzesadzone- takie w moim stylu. Autorka wprawdzie choineczkę wykorzystała na zakładkę- ja zaś zatęskniłam za bieżniczkiem świątecznym więc go sobie zrobiłam:)
Z lamówką już się dogaduję powolutku, zaś z aparatem fotograficznym co widać poniżej nie bardzo. No ale... i jemu nie odpuszczę - o cierpliwość Was tylko proszę :)))
Dziękuję za komentarze i odwiedzinki. Buziolki na nowy tydzień przesyłam ogromniaste dla wszystkich odwiedzających. :)




***



sobota, 26 listopada 2011

Mam focha!

Mówiąc językiem dzisiejszej młodzieży sfochowałam się i to na maxa! Ptaszory które od początku jakoś nie współpracowały ze mną ( mimo że dostały wszystko co potrzeba by stać się podkładką) znów wymagają poprawek. Gdy wszywałam lamówkę okazało się że mam resztkę materiału i muszę szerokość ustalić na 4 cm a nie na 6. Szyłam samym brzeżkiem wykończyłam, wycackałam, wymuskałam i... podkładki nie przeszły próby w pralce.:( Przesadziłam z tym szyciem po krawędzi i niestety w jednym rożku lamówka spod spodu zaczyna uciekać. Jak na razie na odcinku 2 mm ale... spać by mi to nie dało więc i tak wypruję całe obszycie i będę dumała czym by je zastąpić by wszystko fajnie harmonizowało. Obrażona na cały świat walnęłam nimi do koszyczka "przeróbki" i nawet patrzeć na nie nie chcę przez najbliższych kilka dni.!Ufff!

Wścieku dostałam na to wszystko bo nie wiem jak dla Was, ale dla mnie szycie lamówki jest prawdziwym wyzwaniem, tyle pracy włożyłam i na nic. Ale...góralka Ci ze mnie pełną gębą, urodzona w Wiśle ( tej od Małysza ;) więc łatwo się nie poddaję. Wzięłam kilka nowych tkaninek, nożyce, maszynę i ... dla odmiany machnęłam 4 (słownie: sztuk cztery!) świąteczne podkładki. A co?!
Znów lamówka dała popalić ale już było lepiej. Jak jeszcze troszkę poszyję to pewnie niedługo będzie to dla mnie przysłowiowa "betka". Inspiracją dla podkładek stała się jedna z moich ulubionych książek " Patchwork dla ambitnych", za to pierwsze kroki w profesjonalnym wszywaniu lamówki stawiałam dzięki wskazówkom z przypadkowo wygooglowanego bloga Aplapapla Dziewczyny polecam! To studnia wspaniałych wskazówek udzielanych jak dla mnie przez "Guru lamówkowego" i nie tylko:)
No a teraz czas na mini sesję zdjęciową, choć fotograf ze mnie do kitu niestety.
Ogromnie dziękuję za odwiedzinki w moim skromnym Kuferku i komentarze które zostawiacie:) Życzę wszystkim wspaniałego weekendu. Buziole.!





***


niedziela, 20 listopada 2011

I tak się cicho i pusto zrobiło...


Na wstępie jednak serdecznie zapraszam do Mojego małego sklepiku gdzie można zobaczyć kilka nowych patchworkowych tkaninek pochodzących z Niemiec.






...a teraz już wracam do tematu posta.
Po 5-dniowym prawie obchodzeniu 50 urodzinek mojego kochanego mężusia zostałam w domciu sama. Po poprzednim rozgardiaszu,gdzie wiele sympatycznych osób przewijało się przez moje domostwo obecna cisza aż "dzwoni w uszach". Łażę po pokojach i szukam czy się ktoś nie ostał przez przypadek by móc sobie pogadać czy pośmiać tak jak przez kilka ostatnich dni. Nie nie siedzieliśmy stale w domu przy zastawionym stole, bo główna impreza była w .... i tu reklama, ale jeśli ktoś będzie w okolicach proszę nie przegapcie tego lokalu.... " Allo Allo" w Ustroniu.... Szaleliśmy od 18- tej do 4 rano przy suto zastawionym stole i rytmach rocka czy latino :) Właściciele lokalu zadbali o wszelkie aspekty imprezy od estetyki po smakowitość potraw i łatwość przełknięcia schłodzonych bardzo napitków :) Ze zrozumiałych względów fotek z tej imprezy nie pokażę- choć od początku do końca wszystko było na wesoło ale i z pełną kulturą :)

Nim jednak czas imprez nastał zdążyłam od poprzedniego posta wykonać dosłownie część nowego projektu. W początkowych zamysłach miał to być świąteczny bieżnik z połączenia patchworku i haftu ale... okazało się że jeden z ptaków jest z muliny o ciut, ciut innym odcieniu. Nie wiem teraz ale chyba po prostu zrobię dwie duże podkładki pod talerz. Jako że jest nas 3 w domu i jedno nakrycie dla gościa należy przygotować więc 2 kolejne wyhaftuję w granacie i będzie taki komplet 4 częściowy ale w dwóch kolorach. No chyba że jeszcze coś mi do głowy wleci w trakcie produkcji :)lub podpowiecie mi kochane co z tym fantem teraz zrobić:)


***


Pozdrawiam wszystkich bardzo, bardzo serdecznie. Dziękuję za odwiedzinki, komentarze i maile. I życzę wspaniałego tygodnia, a pod spodem pokażę Wam te moje nieszczęsne ptaszorki.:) Buziaki dla wszystkich.



wtorek, 15 listopada 2011

Skrzatusie

Po zeszłorocznym skrzatowym szaleństwie, teraz tylko dwie małe panny skrzacie. Nie wiem jak Wy, ale mnie bardzo zniechęca robienie hurtowych ilości czegokolwiek, a tym bardziej wszelkich tworów tildusiowych i tildusio-podobnych. Od początku przyjęłam zasadę że wszystko co zrobię musi mieć zaklętą w supełkach duszę i nieść ze sobą pozytywne emocje. Może więc dlatego szyjąc nie tyle myślę o kolorkach sukienek czy innych szczegółach ale o tym jak wiele radości powinien nieść w sobie aniołek, myszka czy owieczka. Nie wiem czy mi się to w pełni udaje bo z reguły nie widzę pierwszej reakcji po wręczeniu. Wiem tylko o jednym przypadku gdzie anielinka ofiarowana już 6 miesięcy temu, po dzień dzisiejszy nie opuszcza ani na chwilkę swojej właścicielki. I choć ponoć teraz bardziej przypomina mulatkę niż pierwowzór to i tak jest tak samo kochana i tulona :) I to jest to na czym mi najbardziej zależy :)
No ale się nagadałam że ho,ho. Zatem pora na sesję zdjęciową. Może niezbyt dobry ze mnie fotograf ale coś tam jednak napstrykałam.:)


***












***


Dziękuję ślicznie za Wasze odwiedzinki i miłe komentarze. Życzę wspaniałego dnia, pełnego radości.

niedziela, 13 listopada 2011

Zadrutowałam się:)

Wiele lat minęło nim przeprosiłam się z drutami. Kiedyś wszystkie sweterki mojej córci wrabiane były w Myszki Miki serduszka, kwiatuszki i wszystkie wzorki o których marzą małe dziewczynki. Później druty stopniowo brały coraz dłuższy urlop by w końcu na wiele lat zniknąć w szufladzie.Ich miejsce zajęły hafty,szydełko, potem maszyna do szycia- aż w końcu zamiast robić oglądałam nowe wydania Sandry czy Burdy wielce sobie postanawiając że "kiedyś" to czy tamto sobie zrobię.
W zasadzie nie wiem jak to się stało że znów z przyjemnością wracałam do robótek, ale po druty odstawione na samym początku sięgnęłam na końcu. Pewnie stałe marudzenie Michasi..." mamuś obiecałaś czapkę"...." mamuś obiecałaś szal"...i wiele innych " mamuś..." było motywatorem. Dziś znów czerpię radość z tych prac, a jeśli chodzi o druty... kurcze zadrutowałam się ostatnio na amen:) Najpierw był szal dla córci robiony w kosmicznym tempie (2,5 dnia), a teraz druga wersja już z lżejszej włoczki Himalaya. Mięciutki, puszysty i nie gryzie :) Długa bestia na 160 cm, szerokość 35cm. Zszyty by tworzył komin( ubawiła mnie niemiecka nazwa tego stwora "Schlauchschal" :)) Od razu skojarzył mi się z ogrodowym wężem gumowym:)







***


Dziękuję za miłe komentarze i odwiedzinki. Życzę wszystkim wspaniałego tygodnia:)

wtorek, 8 listopada 2011

Lubię prostą formę.

Taka też jest kolejna aniołka. Prosta lniana sukienka gdzie jedyną ozdobą są dwie maleńkie róże owijkowe na kołnierzyku. W rączkach maleńka poduszeczka z haftowanym serduszkiem i tak " po mojemu"- wystarczy.
Wewnątrz wiele pozytywnych afirmacji, zaklęć, ciepłych myśli- wszystko by chronić osóbkę do której trafi.

***







***

Dziękuję Wam kochane za piękne komentarze i odwiedzinki w moim kuferku. Buziolki na dobry dzień przesyłam.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Aniołki wracają:)


Już od dawna nie uszyłam aniołka. W lipcu odstawiłam w kąt dwa wypchane ciałka, które dopiero teraz zaczynam ożywiać, zaklinać dobrymi myślami, ubierać itd by swym nowym właścicielom mogły sprawić radość :) Ten wczoraj " dopieszczony" taki bardziej ze świętami wydaje mi się związany chyba przez te czerwone mini hafciki. Teraz czeka na swą siostrzyczkę, która mam nadzieję jutro będę mogła już obfocić.
A teraz kilka foteczek"

***










***

A teraz z troszkę "innej beczki".
Córcia wyjechała znów do Szczecina na uczelnię- szybko minął wspólny tydzień, za szybko... I co gorsza znów kilka dni będę chodziła " do tyłu" nim przyzwyczaję się że jedyne moje towarzystwo w domu to kot. Loneczka z resztą też już leciwa bardzo(12 lat) i co gorsza zaczyna mieć dziwne zachowania, które jak się doszukałam mogą mieć swą przyczynę w chorobie.
No ale nie o Loni miało być, a o tym jak to moja latorośl prawie " przykleiła" mnie do krzesła na dwa dni bym zdążyła przed jej odjazdem wyprodukować komin. Wzięłam ją szantażem- że owszem zrobię ale w zamian za sesję zdjęciową. Po dłuuuugich pertraktacjach wynegocjowałam nawet zgodę na umieszczenie fotek na blogu i.... i na tym się skończyło! Ja komin zrobiłam, poszedł do prania, potem suszenie do rana a o 7:00 w niedzielę odwiozłam wystrojone w komin dziecię na PKP i nawet 1 fotki nie machnęłam z komórki :( ... Zapomniałam !!!!
Na szczęście mam kilka z procesu produkcyjnego i pochwalę się nimi. Komin w całości waży 450gram, ręce bolały przeokropecznie, ale czegóż się nie robi za uśmiech i buziaka od swego dzieciątka :)

***









Dziewczyny dziękuję za zainteresowanie "moim małym sklepikiem", miłe posty i maile. Przymierzam się od przyszłego roku do otworzenia sklepu internetowego, a póki co będę miała jeszcze jedną dostawę tkaninek 16 listopada.
Życzę wszystkim wspaniałego tygodnia i pozdrawiam cieplutko :)))