Obserwatorzy

poniedziałek, 15 października 2012

Holland Stoffmarkt-Freising-14.X.2012r

Jesień i moje stałe rozjazdy zupełnie nie sprzyjają blogowaniu. Nimue skończony grzecznie czeka na mnie wywieziony do kraju, a ja znów u mężusia serwuję obiadki, piekę ciasta, ciasteczka itd,itd... Śmiejemy się ze Stasiem że nadrabiamy te lata kiedy byliśmy ze sobą  przez weekend co dwa tygodnie. Takich lat minęło 10 więc wiele mamy do nadrobienia:) 
 Niestety  chłód jesienny zbliża się wielkimi krokami więc w niedzielę już wrócę by objąć moja stałą domową fuchę " palacza co".
Wówczas obfocę Gnoma Nimue,  a może nawet pochwalę się jakie dla niego znalazłam zastosowanie. Mam też kilka luźnych hafcików z konkretnym przeznaczeniem, więc po powrocie zasypię Was fotkami:)
A teraz zgodnie z tytułem wpisu.
Zaliczyłam mój pierwszy Holland Stoffmarkt. O rozmachu tej imprezy można się przekonać zaglądając o tutaj :) a ja tak na szybko kilka wrażeń z wczoraj Wam przekażę:)



Jechałam podekscytowana na maxa. Już wcześniej na blogach dziewczyn czytałam  o tym  wydarzeniu, które było również  np w Dresden czy Postdam. Znając swą naturę prosiłam mężusia by w razie zaobserwowania u mnie oznak totalnej wariacji, błysków w oczach, piany na pysku lub podobnych symptomów czym prędzej zabrał mnie do auta i odwiózł do domu, bo inaczej dam w zastaw jego, auto dom i wszystko....


Nic takiego jednak nie miało miejsca! Gdy tylko weszłam na plac handlowy  emocje zaczęły się ulatniać.
Jak to wszystko wyglądało- w plusach i minusach szybciutko skrobnę:


Plusy:
* wielka różnorodność tkanin- od firanek przez podszewki, ubraniówkę, do obiciówki
*wszystkie dodatki krawieckie, aplikacje, nici, guziki, zamki- no normalnie wszystko w sporym wyborze, nawet takie o których istnieniu nie miałam w ogóle pojęcia :)
*duża ilość stoisk- chodziliśmy  od jednego do drugiego blisko 2,5 godziny.
*cenowe perełki- choć rzadko
*każdy kupujący otrzymał  talon który po wypełnieniu brał udział w losowaniu profesjonalnej maszyny do szycia Bernina.




Minusy:
* miejsce targowe osadzone w znacznej części na terenie  gdzie po nocnych opadach chodziliśmy czasem po kostki w błocie!
*ogromna ilość osób, tak że trzeba się było pchać do niektórych stanowisk, ( byliśmy tam  godzinę po otwarciu- może koło 16-tej było luźniej)
* nikt ze sprzedających nie pomagał znaleźć konkretnego materiału- należało sobie go wyszukać,mocno trzymać by ci go nikt nie wyrwał ( tak- były i takie sytuacje!) i czekać ( nie raz długo) nim Cię obsłużą.
* Ceny nie były jednak  tak atrakcyjne jak się spodziewałam, a wystarczyło że na stoisku położono książkę Tildy , napisano "oryginalstoff" i już metr kosztował  jakieś 10 - 14 euro, choć niewiele  dalej stoisko bez książki ten sam  materiał oferowało za 6 euro.
*
Ogólnie biorąc wolę się zaopatrywać na  buttinette.de bo tam mam sprawdzony asortyment, pełny komfort zakupu przy kawci przed laptopem, nie raz w bardzo ciekawej cenie, lepszej od tej bazarowej, szczególnie gdy robią wyprzedaż. Jedyny minus butinette że nie można sobie " pomacać":)




Czy pojadę za rok?- pewnie tak choćby z samej babskiej ciekawości, a poza tym mam  stąd do Freising jakieś 126 km więc  zaliczam trasę w nie całe 50 minut gnana chęcią macania, tarmoszenia i kupowania :).


Czy coś kupiłam? - JEDEN METR ! materiału- mieszanka bawełny i poliestru z przeznaczeniem na podkładki świąteczne, które postaram się uszyć i zaprezentować Wam jak wrócę:)

***
Dzięki za wytrwałość dziewczyny i ciepłe komentarze pod poprzednim postem.
Mam nadzieję że w następnym wpisie zaprezentuję Wam już moje prace. Buziolki przesyłam i życzę wszystkim  miłego tygodnia:)

6 komentarzy:

  1. Ale szaleństwo! Całe szczęście, że siedzę grzecznie w domu przed laptopem, bo opisane przez Ciebie symptomy "targowego szaleju" :) zaczynam dostrzegać również u siebie. Mam pewne trudności ze skupieniem wzroku na monitorze. Miotam się od fotki do fotki z "dzikim okiem" i pożeram te cudne kratki, paski i kwiatki.
    Muszę napić się herbaty z imbirem i nieco uspokoić:)

    PA! Pozdrawiam
    Tomaszowa

    OdpowiedzUsuń
  2. Ulus ale Ci zazdroszcze ,ja to bym tam chyba majatek zostawiła ,na tych kilku fotkach juz sobie upatrzyłam kilka.
    Pozdrawiam kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że nie mam takiej możliwości bo ja bym pewnie wydała ostatnie zaskórniaki ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się Twoje rzeczowe podejście do tematy, bo do tej pory same achy czytałam. Idę popatrzeć na polecaną stronkę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyny wybierać było w czym, nie ma co gadać, ale ceny stopowały i to nieźle. Poza " perełkami" po 6 euro średnia bawełnianych szmatek to jakieś 9 euro za metr, a mieszanki z lnem już powyżej 10-ciu. Jak to wszystko pomnożyć razy 4 to hamulce same się włączają. Ja mam tą komfortową sytuację że w Bielsku są aż 3 hurtownie z wypasionym towarem i cenami dla ludzi a nie kosmitów, więc cała ekscytacja szybko minęła. Atmosfera jest tam ciekawa, bo u Niemki obyte w tych targach z walizkami na kółkach przyjeżdżają tam na zakupy- no ale one nie muszą mnożyć kosztów przez 4 :). Buziolki przesyłam. ps. Najbliższy markt w Postdam 11 listopada. Ja jeśli miałabym jechać z Polski poczekałabym na Dresden, ale to i tak jakieś 600 km w jedną stronę- choć kocham jeździć wolałabym ta kasę dać na materiały niż paliwo:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Z tego co opisałaś ,to mnie by takie zakupy chyba nie sprawiły zbytniej przyjemności.Ale już wiem dlaczego tak pomyślałam .Bo sama nie szyje.Ale gdyby tam leżały różnego rodzaju sznurki, to zapewne ani ścisk ani błoto by mi nie przeszkadzały:))))))Tak,że absolutnie Cię rozumiem.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń